Projekt Orion
20 wrz 2025

Projekt Orion – co by było, gdybyśmy naprawdę strzelali atomówkami w kosmos?
Wyobraź sobie, że ludzkość zamiast rakiet na ciekły wodór wzięła się za… atomowe petardy. Nie w celach wojennych, ale po to, by zbudować statek kosmiczny. Brzmi jak science fiction? A jednak w latach 50. i 60. ubiegłego wieku Amerykanie naprawdę nad tym siedzieli. Projekt Orion – tak nazwano tę szaloną wizję – zakładał napędzanie gigantycznego statku za pomocą serii kontrolowanych eksplozji jądrowych. Dosłownie: statek miał zrzucać pod siebie ładunki atomowe i „odbijać się” od ich fali uderzeniowej.
Brutalne? Owszem. Skuteczne? Jeszcze jak. Obliczenia dawały do zrozumienia, że taki kolos mógłby zabrać setki ludzi i tony sprzętu prosto na Marsa, a nawet dalej – do Jowisza, Saturna, gdzie dusza zapragnie. Coś, co współczesnej technologii rakietowej wciąż śni się po nocach.
Co by było, gdyby Orion faktycznie wyleciał z Ziemi?
Po pierwsze – orbita wokół naszej planety byłaby dziś zaśmiecona radioaktywnymi resztkami. Każdy start oznaczałby kilkadziesiąt eksplozji w górnych warstwach atmosfery. Gdzie człowiek, tam i śmieci… i to nie byle jakie. Być może ziemska magnetosfera przypominałaby teraz bardziej hazardową ruletkę niż bezpieczną tarczę.
Po drugie – wyścig kosmiczny wyglądałby inaczej. Zamiast skromnych Apollo 11, mielibyśmy całe flotylle atomowych armat w kosmosie. Możliwe, że człowiek stanąłby na Marsie już w latach 70., a misje międzygwiezdne byłyby czymś realnym, nie tylko marzeniem z książek Lema. Kto wie – może dziś mówilibyśmy o koloniach wokół Europy, księżyca Jowisza, zamiast o turystyce orbitalnej dla miliarderów?
Po trzecie – polityka. Bo czy ktokolwiek pozwoliłby drugiej stronie (a pamiętajmy, był to szczyt zimnej wojny) na dysponowanie statkiem, który w razie potrzeby mógłby zrzucać atomówki nie tylko „pod siebie”? Orion to broń i marzenie w jednym. A takich projektów historia zwykle nie toleruje.
No dobrze, ale wracając do naszej alternatywnej historii: gdyby Orion poleciał, mielibyśmy dziś zupełnie inną cywilizację. Może nie Internet w każdym telefonie, ale kosmos w zasięgu ręki. Może mniej wojen, a więcej odkryć. A może odwrotnie – atomowy kosmos wcale nie byłby lepszy od tego, co znamy.
Jedno jest pewne: Orion pozostał w szufladzie. A my wciąż patrzymy w gwiazdy, zastanawiając się, co by było, gdybyśmy mieli odwagę odpalić tam bombę.